Szanowna Dyrekcjo PKP niniejszym składam zażalenie na jakość świadczonych przez Szanowną Dyrekcję (w dalszej części Sz. D.) usług przewozowych.
Nie będę się tutaj niepotrzebnie rozwodził nad całością materii, nad wszystkimi tymi spóźnieniami, wagonami działającymi jak chłodnie czy mikrofalówki i tym podobnymi niedogodnościami, do których normalny (nie niedzielny) pasażer już się przyzwyczaił i z nimi oswoił ale skoncentruję się tylko na jednym, jedynym połączeniu. Mowa o pociągu relacji Kostrzyn nad Odrą – Poznań, do którego wsiadam, a bardziej trafnym byłoby określenie „próbuję wsiąść” w Szamotułach o godzinie siódmej minut pięćdziesiąt osiem.
Ogólnie nie lubię pracować w sobotę, zresztą pewno nie ja jeden, ale kiedy jest mus i do pracy iść trzeba, to niczym jest dla mnie sobotnia pobudka o godz. 7.00 w porównaniu do tego, co czeka na mnie niecałą godzinę później.
Ale od początku.
Kiedy wchodzę na peron dokonuję rzeczy najważniejszej, a mianowicie wyławiam z tłumu osoby znajome lub choćby takie, które znam z widzenia, starając się trzymać jak najbliżej nich, a w dalszej części zażalenia dowie się Sz. D. dlaczego. Pociąg wjeżdża na stację, a na peronie ustawia się trzydziestometrowy szpaler, w którym każdy ma nadzieję, że drzwi będą akurat na wprost niego co i tak (o czym za chwilę) jest bez znaczenia. Pociąg w końcu staje i kiedy drzwi rozsuwają się, oczom ludzi stojących na peronie ukazuje się ściana ludzi stojących lub też upchanych w pociągu. Normalnie każdy człowiek przy zdrowych zmysłach pomyślałby: „Nie, to niemożliwe, do tego pociągu nie da się wsiąść!”, albo zrobiłby w tył zwrot i poczekał na następny, jednak smutek całej tej sytuacji polega na tym, że następny pociąg jeździ… tyle, że nie w soboty. Taki psikus. Przeto po chwili konsternacji, zwątpienia i patrzenia po sobie dokonuje się rzecz nieprawdopodobna – wszyscy ludzie, którzy stali na peronie wciskają się do pociągu!
Następuje odjazd.
Wewnątrz mamy do czynienia z efektem kaszany ogólnej, bo jeśliby pociąg porównać do flaka, to pasażerowie stanowiliby farsz wymemłany w misce, przemielony przez maszynkę i z tejże do niego wciśnięty. Miejsca siedzące? Boże o czym ja piszę? Ludzie zajmujący miejsca siedzące to prawdziwi wybrańcy, na których stojący patrzą z mieszaniną podziwu, zazdrości i nienawiści. Stojący natomiast zajmują każdy centymetr kwadratowy podłogi, włącznie z przestrzenią „w boksach” pod oknami, pomiędzy nogami siedzących naprzeciw siebie pasażerów i gdyby człowiek potrafił lewitować, zajęta byłaby też przestrzeń nad głowami, aż po sam sufit. Bliskość jest tak duża, że ociera się o akt seksualny, powoduje dyskomfort i zakłopotanie, by po chwili przerodzić się w nerwowość. Wszyscy kręcą się, stękają, przedeptują z nogi na nogę i pół biedy, kiedy masz na wprost kogoś znajomego (jak ja, kiedy wyłowiłem go z tłumu) gorzej, kiedy patrzysz z odległości dziesięciu centymetrów głęboko w oczy osoby, której nie znasz.
Bliskość taka ma też różne oblicza.
Wiesz na ten przykład co kto jadł na śniadanie, jakiego dezodorantu pod pachy używa, czy kiedy depilował sobie grube włosy z brwi, czy uszu. Może przytrafić się młoda i ładna dziewczyna ale też i pracownik z branży budowlanej, która złamała niejednego czyścioszka i abstynenta.
W tym wszystkim jednak, nie jest najgorsza owa „bliskość”, a brak tlenu i panująca duchota, bo w tym pociągu z niewiadomych mi przyczyn, nie używa się klimatyzacji. Zapytacie: „Jakiej klimatyzacji, w pociągu?”, ale my podróżni wiemy że jest! Wiemy, bo czasami jest włączana, poza tym sprawdziliśmy dając wymowne znaki (kolega symulował, że się dusi, łapiąc powietrze „jak karp”) w stronę kamery do maszynisty i ten litując się uruchomił nawiew. Po prawdzie za dużo symulować nie musiał i w końcu naprawdę ktoś zemdleje albo dostanie jakiś omamów spowodowanych stężeniem CO2 (Wikipedia: Zatrucie dwutlenkiem węgla. Stężenie powyżej 10%). Na domiar złego okna są „nie – otwieralne” i nieraz już myśleliśmy w chwilach prawdziwej desperacji o użyciu tego specjalnego młotka do rozbijania szyb. Wiecie jednak jak to jest w pociągach z otwieraniem okien, zawsze znajdzie się ktoś kto marudzi, że go zawieje, że zimno, że przeciąg, nawet jeśliby konał z gorąca.
Reasumując.
W powyższym zażaleniu starałem się opisać warunki jakie panują w porannym pociągu relacji Kostrzyn nad Odrą – Poznań Główny (do którego ja wsiadam w Szamotułach). Pomyślicie sobie: „Gość pewnie ciut ubarwił i przejaskrawił swoje doznania”, ale nic z tych rzeczy! A dowodem w sprawie niech będzie całkowite zaniechanie kontroli biletów. Zresztą nie ma co się temu dziwić, bo po pierwsze: kontrola w takim ścisku jest praktycznie niewykonalna, a po drugie: kierownik pociągu ma jeszcze na tyle przyzwoitości (ale też i instynktu samozachowawczego), że stara się nie drażnić ludzi swoją obecnością (zapewne też w obawie przed linczem).
Kończąc, wnoszę o przemyślenie przez Sz. D. całej tej sprawy oraz przedsięwzięcie jakichkolwiek kroków celem zapewnienia nam, podróżnym godziwego dojazdu w sobotni poranek do pracy.
I proszę! Jest odpowiedź!
Victoria!!!
Sam nie wiem, czy moje pismo wywarło, aż takie wrażenie, czy też było tą kroplą, która przechyliła szalę zwycięstwa ale wychodzi na to, że w nowym rozkładzie jazdy zostanie uruchomione dodatkowe, późniejsze połączenie, o którym pisałem, a które w znaczący sposób odciąży pociąg wcześniejszy. Słowem: victoria! Zwycięstwo!
No to numer, aż dziw bierze że PKP chce polepszyć dolę swoim płatnikom. CUD NAD SZAMOTUŁAMI.
Pingback: Ja po prośbie - Co nowego na berbeli...
Pingback: Moja żona się zna - bo jest fryzjerką!
Pingback: Akcja Obywatelska "Siekierka dla kolejarza"
Pingback: Koktajler - Co nowego na berbeli...
Pingback: prośba do Wojskowego Oddziału Gospodarczego
Pingback: Do ministra Szyszki - Co nowego na berbeli...
Pingback: PKP ad libitum - Co nowego na berbeli...