Przy okazji całego tego galimatiasu, związanego z dwoma młodymi (41 i 43 lata) prokuratorami emerytami z uposażeniem kilkunastu tysięcy złotych, którym (zapewne z nudów, bo ileż można jeździć na ryby) zachciało się kandydować do sejmu RP, dowiedziałem się, że popełniłem w swoim życiu strategiczny błąd, zastając muzykiem i tracąc na to czternaście lat nauki. O wielogodzinnym i codziennym, świątek – piątek, ćwiczeniu nudnych gam i pasaży nie wspominając.
Słowem, jak to określają niektórzy moi niewykształceni muzycznie koledzy, muszę „dmuchać wef te rurkie” jeszcze dwadzieścia dwa lata, by, jak to hipotetycznie wyliczył mi ZUS, dostać w wieku emerytalnym, siedemset trzy złote i osiemdziesiąt siedem groszy.
Mam jednak chytry, a zarazem prosty plan polegający na tym, że do czasu osiągnięcia wieku emerytalnego, będę prowadził na tyle niehigieniczny tryb życia, żeby go w ogóle nie dożyć. Oszczędzę sobie w ten sposób wszelkich trosk, kiedy myślę hipotetycznie o własnej jesieni życia spędzanej w budce na placu parkingowym.
Z ostatniej chwili: nie ma jak to „ema” w sile wieku
Dodaj komentarz