Z wielką radością przyjąłem wielkie zainteresowanie polskich mediów narodzinami królewskiego potomka rodem z Anglii. Rojal Bejbi zdeklasowało po prostu wszystko i wszystkich i każdy jeden serwis informacyjny zaczynał się bezpośredniej transmisji z placu boju, czyli z chodnika naprzeciw szpitala, gdzie księżna Kate, udała się w asyście męża, w celu poczęcia. Polska polityka i politycy musieli ustąpić miejsca nienarodzonemu potomkowi angielskiego rodu Windsorów, który jest nam skądinąd tak bliski, jak wielka stopa.
Śledząc każdą jedną informację zacząłem darzyć wielką sympatią, to nienarodzone jeszcze pacholę, a moje zdenerwowanie, nadchodzącym coraz to szybciej rozwiązaniem, porównywalne było do tego, kiedy to sam ongiś, w roli przyszłego taty, ściskałem mocno lubą za rękę, na porodowej sali.
Rojal Bejbi! Rojal Bejbi! – kotłowało mi się tylko w głowie i kiedy wreszcie nadeszła upragniona wiadomość o narodzinach, poczułem się prawie jak ojciec, a księżną Kate, zacząłem nazywać księżniczką Kasią. Następnego dnia śledziłem już wszystkie serwisy informacyjne, na wszystkich informacyjnych kanałach, a kiedy dowiedziałem się, że księżniczka Kasia opuściła szpital do reszty zgłupiałem, bo oto nie niosła ona już „mojego” ukochanego Rojal Bejbi na rękach, a jakieś tam Bejbi Kembridż?!! Co to miało znaczyć?!! I to bez uzgodnienia ze mną? Kacha dała plamy na całej linii! Rojal Bejbi brzmiało przecież tak ładnie, kojarząc mi się z ulubioną kanapką z Makdonalda, a to całe kembridż przywodziło na myśl moje odwieczne problemy z zasychającymi kartridżami w drukarce atramentowej. Nie! Tego było za wiele! Postanowiłem zadzwonić do pałacu Buckingham i to do samej królowej!
Z oficjalnej strony brytyjskiej monarchii spisałem sobie numer i żeby nie narażać się na koszty, zadzwoniłem przez Skype’a.
– Good afternoon. Buckinghan Palace… – usłyszałem ledwo co w słuchawce po drugiej stronie, jednak ten cały Skype wciąż pozostawia sporo do życzenia w kwestii jakości.
– Gut, gut! Z królową poproszę – odparłem grzecznie.
– Sorry, I don’ understand You… – gościu chyba nie dosłyszał.
– No z Elżbietą drugą! – powtórzyłem głośniej. – No, tę całą „królową matkę” jak ją nazywacie, choć kojarzy mi się bardziej z pszczołami.
– …??? – w słuchawce „usłyszałem” ciszę i zakłopotanie.
– No chłopie – troszkę się już zdenerwowałem – dawaj mi tu Elę i to już! Mam jej coś do powiedzenia w kwestii jej potomka, a nawet prawnuka, znaczy się Rojal Bejbi!
– Aaa! Baby Cambrigde! – usłyszałem radosny, podniesiony głos, co mnie do reszty już wytrąciło z równowagi.
– Nie ku*wa Kembridż, a Rojal! Chamie jeden! – po czym rzuciłem słuchawką, a właściwie słuchawkami z mikrofonem o klawiaturę, kupionymi na Allegro za czternaście, dziewięćdziesiąt dziewięć.
Odszedłem od komputera i właśnie wtedy na TVN24 jakaś baba powiedziała, że oto mój ukochany Rojal Bejbi, nie jest już Bejbi Kembridż, a został Jerzym Aleksandrem Ludwikiem Mont coś tam Łindsorem i jest dalekim potomkiem Vlada Palownika – hospodara wołoskiego! I to mi już pasowało! Jurek, Olek i Ludwiś dodawało mu swojskości, podobnież jak wschodnioeuropejski przodek, słynący z nabijania ludzi na pal!
„…placu boju, czyli z chodnika naprzeciw szpitala, gdzie księżna Kate, udała się w asyście męża, w celu poczęcia.”
Osmiele sie zauwazyc, ze poczecie nastapilo okolo 9 miesiecy wczesniej i bardzo male jest prawdopodobienstwo, ze nastapilo na chodniku przed szpitalem.
hmm… prawda to ci… 😉