Archiwum kategorii: Politycznie

Z ostatniej chwili: europoseł z wizytą u najmłodszych

Europoseł Ryszard Czarnecki (PiS) odwiedził przedszkole im. „O siedmiu takich co ukradli taczkę”. Po konstruktywnej wymianie poglądów z przedszkolakami zaproponował, aby starą i zapomnianą grę w „pomidora” troszkę odświeżyć i unowocześnić. Dla przypomnienia gra w „pomidora” polega na zadawaniu głupich pytań przez jedną osobę (tytułowy „pomidor”), na które zapytani, z pokerowymi minami muszą niezmiennie odpowiadać „pomidor!”. Osoba, która np. na pytanie „co zakładasz na nogi?” lub „co masz w gaciach?” zaśmieje się, zostaje „pomidorem”. Gra ma także bardziej „dorosłe” odmiany pod tytułem „dziadka kalesony”. Poseł jednak wymyślił, żeby „pomidora” alias „dziadka kalesony” przerobić na „zimnego Lecha”(kontrakt z Kompanią Piwowarską), gdzie odpowiedzią na jakiekolwiek pytanie będzie zwrot „zimny Lech”/”zimnego Lecha”.

„Pomidorem”, a właściwie „zimnym Lechem” został przedszkolak z grupy „Wilczków” Januszek. Poseł Ryszard zajął miejsce między innymi i Januszek zaczął zadawać pytania. Po serii pytań w stylu: „co pijesz na śniadanie”, „co pije mama na śniadanie”, „co pije tata na śniadanie” i „co piją dziadek z babcią na śniadanie”, na co niezmiennie przedszkolacy odpowiadali „zimnego Lecha”, ku uciesze pana posła (kontrakt), przyszła kolej na niego. Januszek ni stąd ni zowąd zapytał „kto leży na Wawelu?” na co pan poseł, z pokerową miną odpowiedział „zimny Lech”, po czym parsknął śmiechem. Zabawom i chichom nie było końca, po czym pan poseł udał się do kasy (kontrakt z Kompanią Piwowarską).

 

 

 

Z ostatniej chwili: europoseł Marek Migalski u Moniki Olejnik.

– Panie Marku, co pan na zapowiedź cięć budżetowych przez rząd?

– Eee… pomidor… eee… to znaczy dziadka kalesony… eee… przepraszam chciałem powiedzieć zimny Lech!

– A czy pan Macierewicz przyjmie pana Palikota do komisji?

– eee… Zimny Lech?

– A kto może przekonać, co sugeruje poseł Palikot, do wycofania się Jarosława Kaczyńskiego z polityki?

– Zimny Lech!!! Tak!!! Zimny Lech!!!

 

Z ostatniej chwili: zmiany w prawie budowlanym

Od tego roku nie są wymagane żadne pozwolenia z tytułu stawiania pomników/ posągów/ obelisków/ płyt upamiętniających w obrębie miast. Jeśli więc chcielibyśmy postawić pomnik/ posąg/ obelisk/ płytę upamiętniającą komuś bliskiemu z rodziny (babcia, dziadek, rodzice lub rodzeństwo) wystarczy zgłosić się do lokalnego hufca ZHP i oferując harcerzom pomoc przy zakupie np. finek, menażek, śpiworów, namiotów bądź też nawet prozaicznych ziemniaków (stanowiących podstawę wyżywienia na letnich obozach) przekonać ich, aby w pobliżu miejsca zamieszkania (babci, dziadka, rodziców lub rodzeństwa) postawili drewniany krzyż, przy którym przez kilka dni będą trzymać wartę.

Miejsce to stanie się automatycznie miejscem kultu i lokalne władze, nie chcąc zadzierać z lokalną społecznością (znajomi babci, dziadka, rodziców bądź rodzeństwa) przystaną na budowę pomnika/ posągu/ obelisku/ płyty upamiętniającej bliską nam osobę (babcia, dziadek, rodzice bądź rodzeństwo).

Potrzebne informacje.

Instrukcja budowy krzyża: bierzemy dwie drewniane belki (jedna krótsza, druga dłuższa) i dwa gwózdki (tej samej długości). Całość zbijamy i wkopujemy.

Warta: preferujemy raczej wartę składającą się harcerza i harcerki niż z dwóch harcerzy czy dwóch harcerek.

Porządek na miejscu kultu: pod żadnym pozorem nie dbamy o jakikolwiek porządek! Ewentualne kwiaty i znicze od bliskich (znajomi babci, dziadka, rodziców bądź rodzeństwa) mają się walać po chodniku/ ulicy/ skwerze/ placu, zmuszając przechodniów/ kierowców/ spacerowiczów/ inwalidów na wózkach, do karkołomnych uników i ekwilibrystycznych sztuczek oraz zadumy i zastanowienia nad sensem życia oraz wyłaniającego się samoistnie z tej zadumy i zastanowienia pytania: „co się tutaj do ku*wy nędzy dzieje!”.

Z ostatniej chwili: Warszawa


Do niefortunnego incydentu doszło dzisiaj podczas wizyty kanclerz Angeli Merkel w Warszawie. W czasie odbierania honorów od Kompanii Reprezentacyjnej Wojska Polskiego, po słowach „czolem źolniezie” została ona rozstrzelana wraz z przyjmującym ją premierem Donaldem Tuskiem.
 

Pewne zaniepokojenie wśród zebranych wywołało już skierowanie salwy honorowej w stronę pani Kanclerz i pana Premiera. Jednak po jej oddaniu okazało się, że nie były to „ślepaki” i żołnierze strzelali ostrą amunicją.

 

Według wstępnych ustaleń wszystko wskazuje na to, że zamiast Kompanii Reprezentacyjnej na miejsce powitania szacownych gości Kancelaria Prezydenta skierowała przez pomyłkę pluton egzekucyjny.

.

Z ostatniej chwili: Redzikowo

Do wsi Redzikowo przybył z oficjalną wizytą ambasador USA. Przekonywał, że elementy tarczy antyrakietowej nie zagrożą okolicznym mieszkańcom. Jako gest dobrej woli przywiózł prezenty w postaci paczki fajek oraz zgrzewki browarów, co wzbudziło powszechny aplauz wśród męskiej części zgromadzonej na sali.

 

Do wsi Redzikowo przybył z oficjalną wizytą ambasador Rosji. Przekonywał do umieszczenia we wsi baterii moździerzy. Wpłynie to na celność bombardowania amerykańskiej bazy i nie zagrozi okolicznym mieszkańcom. Jako gest dobrej woli przywiózł prezenty w postaci torebki machorki oraz kanki spirytusu, co wzbudziło powszechny aplauz wśród męskiej części zgromadzonej na sali.

 

 

Do wsi Redzikowo przybył z oficjalną wizytą ambasador Chińskiej Republiki Ludowej. Zachęcał i przekonywał mieszkańców do przyszłych inwestycji Państwa Środka w postaci składowiska odpadów radioaktywnych, zakładu neutralizacji broni chemicznej i bakteriologicznej oraz spalarni padłego na ptasią grypę ptactwa z całego rejonu Azji. Jako gest dobrej woli przywiózł prezenty w postaci chińskich trampek oraz białych tiszertów, co wzbudziło powszechny aplauz wśród wszystkich mieszkańców zgromadzonych na sali.

 

Do wsi Redzikowo dojechał w końcu pekaesem Czarny Józek Plecownik. Nic nie zaproponował ale powiedział, że może wszystkich zerżnąć bez kozery, co wzbudziło powszechny aplauz żeńskiej części zgromadzonej na sali oraz jednego krypto geja.


 

 

Z ostatniej chwili: czarna dziura

Czesław leżał w wyrku popijając browarka. Fizyka interesowała go o tyle, o ile prawo powszechnego ciążenia, wspomagane przez duże ilości wypitych spirytualiów, wymiatało go z filcy od czasu do czasu. Ale relacja na żywo z jakiegoś laboratorium pod Genewą, wciągnęła go doprawdy bezgranicznie, jak ongiś alkohol. Akcelerator osiągnął pełną moc i wtedy zaczęło się… czarna dziura zaczęła pochłaniać łysy łeb Czesława. „Już po mnie” – pomyślał, „plotki o antymaterii okazały się prawdziwe – pochłonie Ziemię, a może i cały Układ Słoneczny… i moje wędziska też!” – ogarnął go smutek – „nie pojadę już więcej na ryby… ryby.. ryby.” Zapach ryb wyrwał z transu Czesława, a wielka murzynka za 1$/h właśnie właziła na niego bez kozery, poczynając od głowy…