Kiedy napierdziałeś w swoim samochodzie w czasie długich, samotnych podróży, jak prawdziwy drajwer, a aromat wewnątrz, na bazie wojskowej grochówki i świerzonki, stał się nie do zniesienia, możesz za ozonować swoje auto. Ale dam ci radę: ozon na gazon Ci nie pomoże.
Możesz spróbować zabić jeden zapach drugim. W myśl zasady mojego kumpla „ból zabija ból” (kiedy bolał go ząb, to katował się piąchą po udzie) wypróbuj „smród zabija smród”. Rozlej na przykład na tylnej kanapie słuszną puszkę jakiegoś rozpuszczalnika ftalowego czy nitro. Powinno pomóc, a i podróż będziesz miał umiloną przez różnego rodzaju wizje i zwidy. Może nawet spotkasz Jezusa?
Albo spraw sobie kilkanaście tchórzofretek i wpuść je do wnętrza luzem, niech sobie wesoło pobaraszkują, to będzie ich nowy dom. Gdy będziesz wsiadał do środka powitają Cię radośnie (wraz ze specyficznym aromatem piżma) uprzyjemniając podróż, a w dalekich zimowych trasach, kiedy zmorzy Cię sen i będziesz chciał się skimnąć, ogrzeją twe ciało własnymi ciałami – dodatkowo zaoszczędzisz na paliwie.
Możesz również wozić, niby na „stopa”, jakiegoś żula z dworca kolejowego – będzie na kogo zwalić. Oczywiście wozić go będziesz na okrągło. On również może zamieszkać w twoim aucie, o ile tchórzofretki nie będą miały nic przeciwko niemu. Ale znając charakter tych miłych i przesympatycznych stworzeń, zapewne zaprzyjaźnią się z nim, tworząc we wnętrzu twojego samochodu wesołą kompanię. Znajomych powiadomisz po pierwszym sztachu tego sztynku – jeszcze zanim zaczną łzawić im oczy – że właśnie wziąłeś na stopa tego gościa i koniec. Na pewno wysiądą przed nim, w to nie wątpię, a i samochodu z żulem w środku raczej Ci nie zjumią – dodatkowo możesz zaoszczędzić na Auto Casco. Ozon na gazon Ci nie pomoże…
Ja osobiście obstawiałbym jednak, za jaraniem wewnątrz i to przy zamkniętych oknach chińskich ćmików sporządzonych z pakuł, kłaków, trocin i słomy z lekką domieszką tytoniu. Wysoka zawartość formaldehydu i cyjanowodoru oraz innych wysoko aromatycznych związków, z pewnością zatuszuje twoje wieloletnie po grochówkowe pierdy.
Jest jeszcze inna opcja. A mianowicie zmiana diety z grochówkowo – świerzonkowej – czyli kwintesencji diety prawdziwego drajwera – na jogurtowo – owocową. Bąki staną się wówczas lekkie i zwiewne, jak i sama dieta. Ale czy jesteś w stanie poświęcić kilku pokoleniowe nawyki dietetyczne oraz przyjemność pierdnięcia sobie ze całych sił, w czasie długich samotnych podróży, na rzecz wątpliwych walorów diety jogurtowo – owocowej?
A więc pamiętaj: ozon na gazon Ci nie pomoże…