Magister sztuki.
Masz z siedem, czy osiem lat i zamiast iść z kumplami grać w piłę na boicho, to wciskają ci w łapy dziwnie wyglądające ustrojstwo i każą grać jakieś jeb*ane gamy i pasaże. Siedzisz po południu w chałupie i katujesz te jeb*ne gamy i pasaże we wszystkich możliwych konfiguracjach: tercjami, kwartami, kwintami, w przewrotach itd…patrzysz przez okno, a kumple tną w piłę…chwila ciszy w pokoju wchodzi stara albo stary i cię opier*ala, że nie ćwiczysz…no to ćwiczysz dalej jeb*ne gamy i pasaże, a jak ci się trafi jakaś bezsensowna etiuda to już się prawie spuszczasz ze szczęścia – bo jest jakaś melodia , nijaka i brzydka, a nawet i atonalna, ale jednak to melodia. A jak jakiś utwór to masz prawie orgazm.
Tak mijają lata…kumple przy trzepaku wyrywają najładniejsze towary z podwórka, a Ty siedzisz w pokoju i napierd*lasz te jeb*ne gamy i pasaże tercjami, kwartami, w przewrotach… i co najgorsze zaczyna ci się to podobać…nie ma chu*ja we wsi, jak siedzisz sam w pokoju i katujesz w kółko gamy i pasaże coś ci w końcu pod deklem trzaśnie i już nigdy więcej nie będziesz tym samym człowiekiem…i tak stajesz się „skrzypkiem”, „pianistą”, „wiolonczelistą” itd. Nawet jak masz trochę wolnego czasu, to już nie chodzisz na podwórko bo kumple mają cię za bladego dziwoląga z wydelikatnionymi rąsiami, biegającego jak baba za piłą.
Ale robisz to w imię wyższych celów – poświęcasz się dla sztuki, masz w perspektywie elitarną uczelnię…Akademię Muzyczną, bo kumple kończą edukację na „zawodówie” i śmigają opaleni i przypakowani po rusztowaniach za „grube”.
Mijają kolejne lata, widzisz ich na ulicy, mają ładne żony, które powyrywali przy trzepaku na podwórku, za młodych lat. Dla Ciebie zostały same „paszczury”… to już wolałeś te jeb*ne gamy i pasaże katowane godzinami, samotnie w czterech ścianach i walenie kapucyna do fotografii Naomi Campbell.
Oni wciąż śmigają po rusztowaniach za pięć – sześć koła na miesiąc, a Ty z tytułem magistra sztuki dostajesz tysiąc trzysta, grając w podrzędnej orkiestrze, mając zamiast „zdrowej dupy” i regularnego seksu, te swoje jeb*ne gamy i pasaże, które Cię nie opuszczą, aż do śmierci…Amen.