Auto bajer

Auto bajer, czyli jak nie sprzedawać samochodu

P1070106Siedzieliśmy z Jureczkiem przy piwku. Ponieważ byłem tuż po zakupie swojego nowego, dziewięcioletniego samochodu, a w trakcie sprzedaży poprzedniego, rozmowa naturalnie zeszła właśnie na ten temat.

– Teraz to, jak mawia mój kolega, z którym gram w siatę – samochody nie mają swojej ceny – żaliłem się popijając bronka. – Chciałem za Vectrę dostać z pięć i pół klocka. Uważałem, że tyle jest warta. Ale cisza. Zero telefonów. Co kilka dni obniżałem cenę, aż doszedłem do kwoty trzech tysięcy dziewięćset zakładając, że to już ostatnia obniżka, choćby nie wiem co! Napisałem uczciwie w ogłoszeniu co jej dolega i uczciwie porobiłem zdjęcia, nic nie ukrywając. Zrobiłem zdjęcie parcha rdzy na progu i na nadkolu, zrobiłem zdjęcie przetartego tylnego zderzaka i wciąż nic. Dawałem jeszcze drugi komplet opon na stalówkach, a ogłoszenie napisałem tak, no… z poczuciem humoru, żeby zachęcić. Przeczytać ci?
– Dawaj – odparł Jurek. Wyciągnąłem z kieszeni kartkę papieru, na której w czasie jazdy pociągiem napisałem treść ogłoszenia i zacząłem czytać na głos.

Jestem drugim właścicielem samochodu, który sam znalazłem w 2006 roku na mobile.de, pojechałem po niego do Erfurtu, kupiłem od pierwszego właściciela spod domu, który na prawdę miał Helmut na imię i przyjechałem na kołach. Dodam, że nie na lawecie na kołach, a jako kierowca. Jak do tej pory sprawuje się bezawaryjnie. Wymieniałem już pasek rozrządu jak i na bieżąco wszystkie rzeczy eksploatacyjne. W 2007 roku zrobiłem serwis całej klimatyzacji, wymieniając przewody wysokiego ciśnienia, uszczelniając pompę jak i wymieniając chłodnicę klimatyzacji na nową. Robiłem to w specjalistycznym serwisie klimatyzacji.
Posiadam drugi komplet opon – opony zimowe (jak i kluczyków choć sam nie wiem po kiego ludzie to piszą?) na stalowych felgach marki Vredestein Snowtrac 3. Są w bardzo dobrym stanie ale zdjęciami niestety pochwalić się nie mogę, ponieważ są u wulkanizatora w magazynie. Zapewniam jednak, że oferta sprzedaży, dotyczy ich również. Letnie opony, co widać na zdjęciu nr 3, poniżej parcha rdzy na nadkolu są na alufelgach.


Jak widać na zdjęciach samochód jest dobrze wyposażony oferując dodatkowo podłokietnik jak i mały schowek nad lusterkiem środkowym. Piszę o tym, bo wiem że niektórym „wygodnickim” bardziej zależy na podłokietniku niż np. na oponach, ABS – ie, czy klimatyzacji. Lusterka zewnętrzne są elektrycznie ustawiane jak i podgrzewane, a to co oddziela przedział pasażerski od ładunkowego, to nie metalowa kratka, przykręcona brutalnie i bez skrupułów na blachowkręty, a estetyczna roleta, którą w razie przewozu kanapy z IKEA, motoroweru czy kuca, można ewentualnie bardzo łatwo zdemontować. Zabezpiecza też w razie nagłego hamowania, przed lecącymi z przedziału ładunkowego w kierunku potylicy, zgrzewkami piwa, młoto – wiertarkami, czy innymi narzędziami, ponieważ to rodzinne auto jak najbardziej nadaje się też jako środek transportu dla tak zwanego „fachofca”.


Samochodem regularnie wożę dwójkę moich dzieci, foteliki wyjąłem jednak na czas sesji zdjęciowej, żeby było widać, że i z dwójką pociech tapicerka nie musi wyglądać jak po transporcie gości z wieczoru kawalerskiego. Słowem jest czysta! Jedyny mankament, co załączyłem na odpowiednich fotach, to rdza w nadkolu i progach, którą trzeba zrobić przed zimą, a której nie robiłem sam, żeby ktoś nie powiedział, że auto jest po ciężkich przejściach, czyli zespawane z dwóch plus w gratisie z elementów przystanku autobusowego bo, co jest rzeczą pewniejszą niż nasze emerytury, jest ono w 100% bezwypadkowe! Jaśniejsza plamka na tylnym zderzaku, to efekt ataku betonowego bloczku, na ów.


P.S. Z rzeczy mniej ważnych to są jeszcze cztery poduszki powietrzne, napinacze pasów, wielofunkcyjna kierownica, odtwarzacz CD, regulacja położenia kierownicy i dość duża i dobra gaśnica z manometrem, jednak po upływie terminu ważności.

– No i co ty na to? Podoba ci się?
– Podobać to się podoba i nawet śmieszne jest, ale tak się nie pisze w ogłoszeniu. Każdy, który to przeczyta pomyśli, że coś jest „nie teges” z tym samochodem, choć niby piszesz wszystko uczciwie, co i jak. Trzeba ludzi oszukać, bo chcą być oszukiwani, a najlepsze, że ty to wiesz, że ich bajerujesz i oni też to wiedzą, że są bajerowani. To jest właśnie ta potęga bajeru w sprzedaży samochodów.

Piszesz „IGŁA!!!”, piszesz „serwisowany”, piszesz „silnik chodzi równiutko” i choć auto jest po dużym dzwonie i ma wytrzaśnięte poduszki powietrzne, książkę serwisową z pieczątkami z nieistniejącego serwisu w nieistniejącym mieście, którą kupiłeś od Turka w komisie, a silnik jest cofnięty o dwieście pięćdziesiąt tysięcy kilometrów, bierze olej i ledwie zipie, to przyjdzie kupiec, popatrzy i nawet jak mu w głowie zacznie dzwonić alarm, „że przecież piętnastoletni diesel kombi nie może mieć przejechane sto dwadzieścia tysięcy kilometrów”, odepchnie tę myśl szybciutko od siebie, a jak zhandluje trzy stówy, to będzie w siódmym niebie, choć ty pchnąłbyś go za „tałzena” niżej jak go wystawiłeś, ale tego nie zrobisz, bo byłoby to podejrzane. To jest właśnie ten cały bajer.
– No faktycznie, tak tego nie widziałem. Ale wiesz ja uczciwy jestem. Jak facet dzwoni z Katowic i pyta się „czy jest rdza na progach?” to co ja mam mu odpowiedzieć? Że, jej nie ma! A on przyjedzie specjalnie, w sobotę po ten samochód, przeświadczony, że wszystko jest okej i jak ja mu wtedy w oczy spojrzę.
– No i bardzo dobrze stary! Dlatego ty nie jesteś handlarzem, a uczciwym człowiekiem i ja z tobą piję teraz piwo! Tak ma być i tak jest! To co bierzemy po drugim?
– Bierzemy! Kiedyś, za komuny to ze sprzedażą samochodów problemów nie było. Dostawało się talon na dużego Fiata, pojeździło kilka lat i sprzedawało drożej niż się kupiło. O! To była ta magia PRL – u. A pamiętasz Syrenki i Trabanty?
– Ba! Miałem syrenkę i raz mi się nawet zapaliła! Z początku myślałem, że mi tak fajnie ogrzewanie w stopy dmucha i nawet się ucieszyłem, ale po chwili doszedł mnie swąd palonej gumy i zauważyłem dym wydobywający się spod maski. Zatrzymałem się i uciekłem, jednak obok stanął facet ciężarówką i podał mi wielką gaśnicę. Otworzyłem klapę i zgasiłem pożar w try miga. Straty nie były nawet takie wielkie, tylko kable do wymiany.
– To jest nic – odparłem. – W moim Trabancie otwarła mi się maska w czasie jazdy! Zawsze miałem z nią problemy, bo zdarzało się, że na wybojach, czy przy mocniejszym podmuchu wiatru z naprzeciwka, lekko podskakiwała. Była źle przymocowana do takich rurek i w końcu, za którymś razem jadę sobie, jadę, mija mnie TIR z naprzeciwka i podwiało ją tak, że się otwarła zupełnie, do samej góry! Wyobraź sobie stary – jedziesz z siedem dych, nie jest to może prędkość astronomiczna, ale dla Trabiego była, że tak powiem, pierwszą prędkością kosmiczną, a tu otwiera ci się macha! Bo przy dziewięćdziesięciu, czyli przy drugiej prędkości kosmicznej, wnętrze samochodu nagle ożywało – każda jedna śrubka miała coś do powiedzenia, wpadała w rezonans, wydając z siebie metaliczne pobrzękiwania i zgrzytnięcia, lusterko wsteczne opadało, dwa wielkie, okrągłe pokrętła, jedno od świateł, drugie od wycieraczek drgały, terkocąc jak jakieś owady, a to od wycieraczek zazwyczaj zlatywało na podłogę i czasami opuszczała się szyba od strony pasażera. Przy setce, czyli przy trzeciej prędkości kosmicznej, którą osiągnąłem tylko raz zjeżdżając z wiaduktu, zrobiło się nagle dziwnie cicho i spokojnie, bo wyłączał się silnik! Kiedy przytrafiło mi się to po raz pierwszy, zjechałem na pobocze i otwarłem maskę sprawdzając, czy faktycznie nie wypadł. No więc jechałem te siedemdziesiąt, a tutaj zamiast widoku na drogę, otwarta klapa. Udało mi się na całe szczęście, nie wpaść w panikę i zatrzymać bezpiecznie.
– A mi kiedyś, jak walnąłem drzwiami, odleciał cały „placek” szpachlu z lakierem! Wcześniej uderzył mi w nie tramwaj, ale dość lekko, o ile można w ogóle powiedzieć, że tramwaj może w cokolwiek lekko uderzyć. Dałem blacharzowi do wyklepania, ale ten pewnie tylko zaszpachlował i polakierował. No i jak przywaliłem, to cały wielki kleks szpachlu z lakierem odpadł na jezdnię. Fakt, że drzwi nie zamykały się za lekko i trzeba było dość mocno nimi trzasnąć.
– Ja też miałem „magika” od napraw. Gościu zakochany był chyba w nitownicy, bo mi prawie cały samochód zanitował – maskę z przodu przynitował do tych rurek, w sumie dobrze, bo mi się już od tego czasu nie podnosiła, ale nie wyglądało to za dobrze, bo patrząc na auto z przodu, widziało się cztery, wielgachne nity, na samym jej środku. Na tylnej klapie przynitował, plastikowy napis „601”, z boku przynitował czarne nakładki na zderzak, a od góry przynitował dach! Dałem mu Trabiego, żeby mi hamulce naprawił, a on dodatkowo, umieścił na różnych elementach samochodu ze dwadzieścia nitów! A hamulce i tak niedługo wysiadły. To znaczy przestały działać w ogóle. A pamiętasz, że na starsze syrenki z otwieranymi w drugą stronę, przednimi drzwiami, mówili kiedyś „kurołapy”? Właściwie to chodziło o drzwi typu „kurołapy” – jechałeś przez wieś i jak przyszło ci wjechać z stado domowego ptactwa, otwierałeś je i łapałeś na przykład kurę na rosół, albo kaczkę na czerninę.
– Ja taką właśnie miałem! Kur co prawda nie łapałem, ale raz otwarły mi się w czasie jazdy i właśnie wtedy z boku, od tyłu przypierdzielił mi w nie ten tramwaj. Wtedy zatrzasnęły się tak mocno, że musiałem przez pewien czas wysiadać od strony pasażera. Ale za to lubiłem zapach spalin Syrenki.
– To Fakt. Trabi też niby dwusuw, a śmierdziało jakoś inaczej. Jednak nasza technologia produkcji silników dwusuwowych była bardziej dla ludzi… to znaczy dla nosa, niemieckie nie pachniały już tak ładnie.
– A pamiętasz te stare Trabanty? Te zaokrąglone?
– No pewnie! Pamiętam nawet stare Wartburgi! Wujek miał takiego w kolorze burym mat. Auto było tak matowe, że pochłaniało światło jak czarna dziura. Dodatkowo wujek wyznawał prostą zasadę, że samochodów się nie myje, bo od tego jest deszcz, co bardziej potęgowało tę matowość. Zawsze powtarzał, że Trabanty wywodzą się w prostej linii z samochodu DKW, co tłumaczył jako Dykta, Klej i Woda. Ale mi to nie przeszkadzało, bo przynajmniej nie rdzewiały. Jak miałem Opla to z rana słyszałem chrumkanie, jak mi go rdza wcinała. Dzwoniłem nawet do lakiernika, to mi powiedział, że to „walka z wiatrakami”, rdza i tak wyjdzie, więc sprawę olałem i zaakceptowałem.
– Moja Skoda jakoś nie rdzewieje, może dlatego, że mam ją od nowości i nie garażuję. Ponoć jak auto garażowane to rdzewieje bardziej?
– Tak mówią – poniżej zera nie zachodzi reakcja chemiczna, bo woda zamarza, to i nie rdzewieje, a w ogrzewanym garażu to ci chrumka całą noc! W Trabantach za to, to znaczy stricte w moim Trabancie, piętą Achillesową były hamulce – jak działały, to działały kiepsko, mocno ściągając. Gdybym nie trzymał z całej siły kierownicy, bo ta prawie wyrywała mi się z rąk, to samochód momentalnie odbiłby na środek jezdni. Opracowałem nawet taki numer – jak jechałem z kimś pierwszy raz i miałem skręcić w lewo, to przed zakrętem puszczałem kierownicę i lekko naciskałem na pedał hamulca, wtedy auto samoistnie skręcało! Manewr robił piorunujące wrażenie na pasażerach. Ale i tak największy problem miałem z wycieraczkami. Prawdopodobnie, bo nigdy do tego nie doszedłem, była wyszczerbiona jakaś zębatka i wycieraczki po wykonaniu ruchu w górę, zacinały się na powrocie. Wtedy dochodził spod deski rozdzielczej, taki charakterystyczny warkot i pod groźbą przycięcia palców, wkładałem tam, w czasie jazdy, prawą rękę i nic nie widząc, na wyczucie, musiałem znaleźć cięgło od wycieraczek, aby je popchnąć. Ogólnie, ponieważ do zacięcia wycieraczek dochodziło, co drugi, trzeci cykl, jechałem, mając cały czas rękę wetkniętą pod pod deskę, w okolicach przedniej szyby, a brodę przy kierownicy, co (ale o tym za chwilę) miało swoje plusy. Nie była to zbyt komfortowa podróż, szczególnie, że odbywała się przecież w strugach deszczu, a przednia szyba dodatkowo, z uwagi na słaby nawiew, nieustannie parowała. W efekcie czego, dochodziło do takiej sytuacji, że prawą ręką popychałem wycieraczki, lewą, co rusz, przecierałem gąbką, tę parującą szybę, by w tym samym czasie przytrzymywać kierownicę brodą. Ludzie którzy jechali ze mną po raz pierwszy byli pod wrażeniem mistrzowskiej koordynacji oraz ilości czynności, które zmuszony byłem wykonywać, pomijając oczywiście prowadzenie pojazdu.
Gorzej było kiedy hamulce wysiadały w ogóle. Na całe szczęście nie zdarzyło mi się to nigdy podczas jazdy, a wycieki płynu miały miejsce na postoju, a raz na okresowym badaniu, podczas kontroli stanu technicznego. Tak. Okresowe badanie na stacji diagnostycznej, było moją coroczną zmorą, bo doprowadzenie Trabiego, do stanu względnej sprawności, było praktycznie niemożliwe. Dlatego też kiedy zbliżał się ów termin, byłem cały w nerwach, a jadąc tam, odchodziłem od zmysłów, no bo tak: numery nadwozia się nie zgadzały, a kiedy je w końcu przebiłem, wyglądały tak, jakby je ktoś przebił, ustawienie prawidłowo świateł było bardzo trudne, opony zawsze miałem prawie „slicki”, a hamulce były z tego wszystkiego najgorsze. Pamiętam jak dziś – wjeżdżam na rolki, facet ustawia na sprzęcie parametry pojazdu i się zaczyna. Każe wrzucić na luz i po chwili zahamować. Sprawdza odczyt. Po chwili mówi, żeby jeszcze mocniej zahamować. Cisnę nogą jeszcze mocniej, sprawdza i powtarza, żeby jeszcze mocniej. Wchodzi pod pojazd, a ja prawie staję jedną nogą na pedale hamulca, zapierając się rękami o dach. Moje ciało jest naciągnięte jak struna z wyprostowanymi nogami, zawieszonymi w powietrzu pośladkami i wyciągniętymi ramionami, dotykającymi dachu. Z podłogą tworzę kąt czterdziestu pięciu stopni i ze wszystkich sił napieram na ten pedał, a mięśnie od tego wysiłku zaczynają mi się trząść. Naraz pedał robi się nagle „miękki”, zjeżdżając do samej podłogi, a spod Trabiego wychodzi facet, zlany na twarzy płynem hamulcowym i mówi, że „ten pojazd kontroli nie przeszedł”. Wrócić muszę teraz już bez hamulców i kiedy szykuję się do odjazdu, przychodzi drugi facet i słyszę, jak szepcze do pierwszego, że źle ustawił rolki, bo na auto o masie „tona trzysta”…
– No to nieźle. Ja tam zawsze dawałem znajomemu dowód rejestracyjny, ten zanosił do drugiego znajomego, który to miał uprawnienia i przykładał pieczątkę. Kosztowało to jak normalnie, plus flaszka.
– Teraz to już przeglądu za flaszkę nie załatwisz, a miałem kumpla, co załatwiał kiedyś przegląd za samą flaszkę, bez żadnych dodatkowych opłat!
– No to już prawdziwe mistrzostwo!
– Żebyś wiedział. Teraz jedziesz i nie dość, że musisz zostawić stówkę, to jeszcze ci marudzą, że to, że tamto…
– A wiesz w instrukcji obsługi Syrenki było napisane, że „klimatyzacja uruchamia się automatycznie po otwarciu okien!”. Serio! Tak było!
– No teraz to już nie wyobrażam sobie samochodu bez klimy. Moja Vectra miała całkowicie sprawną, bo wpakowałem w nią ponad półtora kafla! Aż żal było sprzedawać.
– A właśnie, bo odeszliśmy od tematu… sprzedałeś ją w końcu?
– Aha… na czym to ja stanąłem? Aaa! Już wiem. Co kilka dni obniżałem cenę, aż doszedłem do kwoty trzech tysięcy dziewięćset zakładając, że to już ostatnia obniżka choćby nie wiem co! więc jak przyjechał handlarz i powiedział „trzy koła”, to go wyśmiałem, a po trzech dniach oddzwoniłem do niego, mówiąc – Bierz pan za trzy! – i modląc się, żeby się nie rozmyślił. Tragedia. Przyjechał i jeszcze zaczął marudzić „że za drogo”, bezczelny typ… Odparłem, że to kwota „ostateczna!”, spojrzał tylko w moje oczy i już wiedział. Bez słowa wybecelował trzy patole. Spisaliśmy umowę i odjechał. Pomyśl, sprzedałem samochód za dwukrotność kasy włożonej w naprawę klimatyzacji.
– Ech… samochody nie mają teraz swojej ceny – przytaknął Jurek.
– Ano nie mają… to co Jureczku… po trzecim?
– Po trzecim…

10 komentarzy do “Auto bajer

  1. Pingback: Myjnia bezdotykowa

  2. Pingback: currywurst

  3. Pingback: currywurst

  4. Pingback: Nowy ("lepszy") rozkład jazdy - Co nowego na berbeli...

  5. Pingback: Opłata parkingowa - reklamacja

  6. Pingback: Nasza majówka - fotorelacja! - Co nowego na berbeli...

  7. Pingback: Irygator dentystyczny - Co nowego na berbeli...

  8. Pingback: Zażalenie do Urzędu Marszałkowskiego - Co nowego na berbeli...

  9. Pingback: Sztyft sztyftów - Co nowego na berbeli...

  10. Pingback: Koktajler - Co nowego na berbeli...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *