Archiwum autora: root_0mv55kga

Rzeźnia nr 5, czyli jak trafiłem do szpitala, czyli o wyższości znieczulenia podpajęczynówkowego nad ogólnym cz.I

 

Idę do szpitala!

 

 

Nadszedł w końcu dzień zaplanowanej operacji. Dzisiaj usuną mi żyłę, na której z jakiś powodów utworzył się żylak. Nieduży, prawie niewidoczny ale kolega już mnie zdążył odpowiednio „pocieszyć”, że „ jeden żylak rodzi dziesięć następnych!”, więc się zdecydowałem. Idę do szpitala jak na szafot, choć między tymi dwoma rzeczami różnica jest zasadnicza: pierwsza ratuje życie, druga nie za bardzo…

Do plecaka żonka zapakowała mi pidżamę, ręcznik, mydło, szczoteczkę i pastę do zębów (jakbym szedł do więzienia), wodę w plastikowej butelce, kubek (choć przed operacją pić mi nie wolno), sztućce (jeść przed i po też mi nie wolno, a jutro wychodzę), a po drodze kupiłem gazetę (jak się okazało sił mi stało). W szpitalu bywałem wielokrotnie ale w charakterze pacjenta nigdy, a wierzcie mi, co innego iść w odwiedziny, niż ze świadomością, że będą cię ciąć; wejdziesz, posiedzisz i wyjdziesz wyrzucając do kosza szpitalną atmosferą wraz z foliowymi ochraniaczami. Na dworze weźmiesz głęboki oddech i żegnaj szpitalu, pa pa…

 

– Dzień dobry! Słucham pana? – powiedziała pani na izbie przyjęć.

– Ja ze skierowaniem do szpitala. Zaplanowany zabieg.

– Aha… to proszę za mną, przebierze się pan, zrobimy EKG, zmierzymy ciśnienie…

 

Wchodzę w pidżamce na oddział, pielęgniarka prowadzi mnie na salę numer sto piętnaście. Wybieram sobie łóżko pod oknem – chociaż z jednej strony nie będzie sąsiada… a bo to wiadomo na kogo się trafi? Brat jak leżał, co go kiedyś samochód na ulicy potrącił, to trafił na sąsiada, który przez cały dzień i noc wył. Jak przyszedłem do niego z wizytą, to w oczach miał strach, jakby diabła zobaczył.

– Weź mnie stąd! Dłużej nie wyrobię! – powiedział mocno ściskając mi rękę. Nie musiałem, bo w nocy jego sąsiad zszedł. Czytaj dalej

Z ostatniej chwili: konferencja Jarosława Kaczyńskiego

Na konferencji Jarosław Kaczyński oświadczył, że opuścił zaprzysiężenie Bronisława Komorowskiego na prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej, ponieważ, cytując: „To zaprzysiężenie było wynikiem śmierci mojego brata… mojej bratowej… moich przyjaciół”. Wyjaśnienie wydało mi się całkiem rozsądne i przekonało mnie ponieważ, gdyby to Jarosław Kaczyński wygrał wybory na prezydenta RP, to zapewne było by to wynikiem „zamachu przeprowadzonego przez Rosjan… Platformy Obywatelskiej… i pana Palikota”.

Z ostatniej chwili: europosłowie reklamują piwo

Z ostatniej chwili: Poznań, Kompania Piwowarska.

 

Jak dowiadujemy się z tzw. dobrze poinformowanych źródeł, dwóch europosłów Prawa i Sprawiedliwości: Ryszard Czarnecki i Marek Migalski podpisało z Kompanią Piwowarską „megakontrakt” na reklamę piwa Lech. W umowie jest zapisane ( jak dowiadujemy się z tzw. dobrze poinformowanych źródeł), że posłowie będą używać słowa „Lech” możliwie często we wszystkich możliwych sytuacjach i mediach (telewizja, radio, prasa i internet), za które dostaną (jednostkowo) 120 zł brutto. Dobrze poinformowane źródła donoszą także, że w kontrakcie jest tajna klauzula która mówi, że za użycie zwrotu „zimny Lech” posłowie otrzymują ponadto 50 procent wyżej wymienionej sumy, czyli dodatkowo 60 zł brutto.

Nie należy się zatem dziwić, że gdzie nie pojawią się posłowie, tam będą możliwie często używać słowa „Lech” tudzież zwrotu „zimny Lech”. Np. Ryszard Czarnecki na swoim blogu używa pięciokrotnie słowa „Lech” i dwukrotnie zwrotu „zimny Lech”, co daje sumę 960 zł brutto, a to zaledwie króciutki wpis i kilka zdań. Nie pozostaje mu dłużny drugi z europosłów Marek Migalski używając na swoim blogu słowa „Lech” siedmiokrotnie, co daje sumę 840 zł brutto. Pan Marek jednak w tej kwestii goni mistrza i zapewne rychło dojdzie w tej materii do swoistej rywalizacji, gdzie ideałem byłoby skonstruowanie zdania składającego się z samych słów „Lech” oraz zwrotów „zimny Lech” połączonego jedynie spójnikami!

Z ostatniej chwili: europoseł z wizytą u najmłodszych

Europoseł Ryszard Czarnecki (PiS) odwiedził przedszkole im. „O siedmiu takich co ukradli taczkę”. Po konstruktywnej wymianie poglądów z przedszkolakami zaproponował, aby starą i zapomnianą grę w „pomidora” troszkę odświeżyć i unowocześnić. Dla przypomnienia gra w „pomidora” polega na zadawaniu głupich pytań przez jedną osobę (tytułowy „pomidor”), na które zapytani, z pokerowymi minami muszą niezmiennie odpowiadać „pomidor!”. Osoba, która np. na pytanie „co zakładasz na nogi?” lub „co masz w gaciach?” zaśmieje się, zostaje „pomidorem”. Gra ma także bardziej „dorosłe” odmiany pod tytułem „dziadka kalesony”. Poseł jednak wymyślił, żeby „pomidora” alias „dziadka kalesony” przerobić na „zimnego Lecha”(kontrakt z Kompanią Piwowarską), gdzie odpowiedzią na jakiekolwiek pytanie będzie zwrot „zimny Lech”/”zimnego Lecha”.

„Pomidorem”, a właściwie „zimnym Lechem” został przedszkolak z grupy „Wilczków” Januszek. Poseł Ryszard zajął miejsce między innymi i Januszek zaczął zadawać pytania. Po serii pytań w stylu: „co pijesz na śniadanie”, „co pije mama na śniadanie”, „co pije tata na śniadanie” i „co piją dziadek z babcią na śniadanie”, na co niezmiennie przedszkolacy odpowiadali „zimnego Lecha”, ku uciesze pana posła (kontrakt), przyszła kolej na niego. Januszek ni stąd ni zowąd zapytał „kto leży na Wawelu?” na co pan poseł, z pokerową miną odpowiedział „zimny Lech”, po czym parsknął śmiechem. Zabawom i chichom nie było końca, po czym pan poseł udał się do kasy (kontrakt z Kompanią Piwowarską).

 

 

 

Z ostatniej chwili: europoseł Marek Migalski u Moniki Olejnik.

– Panie Marku, co pan na zapowiedź cięć budżetowych przez rząd?

– Eee… pomidor… eee… to znaczy dziadka kalesony… eee… przepraszam chciałem powiedzieć zimny Lech!

– A czy pan Macierewicz przyjmie pana Palikota do komisji?

– eee… Zimny Lech?

– A kto może przekonać, co sugeruje poseł Palikot, do wycofania się Jarosława Kaczyńskiego z polityki?

– Zimny Lech!!! Tak!!! Zimny Lech!!!

 

Z ostatniej chwili: zmiany w prawie budowlanym

Od tego roku nie są wymagane żadne pozwolenia z tytułu stawiania pomników/ posągów/ obelisków/ płyt upamiętniających w obrębie miast. Jeśli więc chcielibyśmy postawić pomnik/ posąg/ obelisk/ płytę upamiętniającą komuś bliskiemu z rodziny (babcia, dziadek, rodzice lub rodzeństwo) wystarczy zgłosić się do lokalnego hufca ZHP i oferując harcerzom pomoc przy zakupie np. finek, menażek, śpiworów, namiotów bądź też nawet prozaicznych ziemniaków (stanowiących podstawę wyżywienia na letnich obozach) przekonać ich, aby w pobliżu miejsca zamieszkania (babci, dziadka, rodziców lub rodzeństwa) postawili drewniany krzyż, przy którym przez kilka dni będą trzymać wartę.

Miejsce to stanie się automatycznie miejscem kultu i lokalne władze, nie chcąc zadzierać z lokalną społecznością (znajomi babci, dziadka, rodziców bądź rodzeństwa) przystaną na budowę pomnika/ posągu/ obelisku/ płyty upamiętniającej bliską nam osobę (babcia, dziadek, rodzice bądź rodzeństwo).

Potrzebne informacje.

Instrukcja budowy krzyża: bierzemy dwie drewniane belki (jedna krótsza, druga dłuższa) i dwa gwózdki (tej samej długości). Całość zbijamy i wkopujemy.

Warta: preferujemy raczej wartę składającą się harcerza i harcerki niż z dwóch harcerzy czy dwóch harcerek.

Porządek na miejscu kultu: pod żadnym pozorem nie dbamy o jakikolwiek porządek! Ewentualne kwiaty i znicze od bliskich (znajomi babci, dziadka, rodziców bądź rodzeństwa) mają się walać po chodniku/ ulicy/ skwerze/ placu, zmuszając przechodniów/ kierowców/ spacerowiczów/ inwalidów na wózkach, do karkołomnych uników i ekwilibrystycznych sztuczek oraz zadumy i zastanowienia nad sensem życia oraz wyłaniającego się samoistnie z tej zadumy i zastanowienia pytania: „co się tutaj do ku*wy nędzy dzieje!”.