Poszedł z nią na zakupy. Wolna sobota w centrum handlowym. Marzenie. Wszechogarniająca muzyka umpa – umpa, setki ludzi i sklepów, a każdy to potencjalny obiekt jej, czyli waszej wizyty.
– Bo wiesz kochanie… nie mam co na siebie włożyć. Sylwester tuż tuż (a był październik). Musimy kupić: kozaczki, sukienkę, płaszczyk, jakiś cieplejszy rozpinany sweterek, spódniczkę przed kolano, spódniczkę za kolano, jakieś dodatki i jakąś bieliznę…
I chodził z nią. Od jednej przymierzalni w jednym, do drugiej, trzeciej i osiemnastej w drugim, trzecim i osiemnastym sklepiku. Spotykał tam tabuny euforycznych kobiet i takich jak on – zmęczonych facetów o smutnych oczach po osiemnastej przymierzalni.
– Kochanie! Czy ta sukienka mnie nie pogrubia? Co ty gadasz? Przecież ten sweterek mnie wybladza! Dobrze ci w tym? Jak to??? – spójrz jak tu się fałdzi!!!
Normalnie jakoś to przetrzymywał. Pracował od poniedziałku do piątku i czasami w soboty. Prawdę mówiąc, to wolał te pracujące wolne soboty, niż relaksacyjne spędzanie czasu nieopodal przebieralni w centrach handlowych, z jej torebką na ramieniu. Nadzieja wieczora dodawała mu otuchy. „Zero sewen już się mrozi, kumpel z żoną przyjdzie… se damy” – to go trzymało kupy. Ale zadzwonił telefon i się załamał.
– Aaa!!! O ku*wa nie wyrobię!!! Niech mnie ktoś zabije!!! – zaczął krzyczeć, a ludzie w Orseju sobie stop klatkę zrobili.
Ale od początku.
Zadzwonił telefon. U niej w torebce, którą on miał na ramieniu.
– Kochanie dzwoni mój telefon – podaj mi go proszę! Jest w mojej torebce.
Szukał tego telefonu. A w torebce było wszystko, a przede wszystkim bałagan. A więc tak: pomadki, tusze do rzęs, pudry, kremik do buzi, kremik do rąsi, kremik do nózi… do nózi… po co jej do nózi w torebce? – jeszcze pomyślał zanim wybuchnął. Ale jedźmy dalej: waciki, podpaski, tampony, tabletki od bólu głowy i antykoncepcyjne – w sumie w jednym sektorze, a więc był jakiś klucz – gumy do żucia w paczce i luzem, tik taki w pudełku i luzem, petitka cała i jej siostra już w stanie rozdrobnionym, stara kanapka w otłuszczonym papierku, a nie wyglądała na wczorajszą…
A wszystko to zapętlane w długi przewód od słuchawek hi–fi do komórki. Pomyślał sobie: po nitce do kłębka, czyli na końcu kabelka powinna być komórka. Zaczął rozplątywać. Węzeł Gordyjski jak nic. Ale był wytrwały, jako wędkarz nauczył się cierpliwości w walce z „brodami” powstającymi z niewiadomych powodów, w najmniej oczekiwanych chwilach na żyłce przy kołowrotku.
Rozplątywał wciąż z mozołem, a ręce zaczęły mu się robić coraz bardziej tłuste – ta tubka z kremikiem do stóp od razu wydała się mi się podejrzana, musi puszczać gdzieś z boku- pomyślał. Do tłustych łap bardzo ładnie przyklejały się te wszystkie okruszki od petitki. Miodzio po prostu. Ale poczuł na końcu jakiś opór! Aha, jest rybulka na haczyku. Tylko targnąć wędką. Targnął. Jeszcze chwila, już, już… i na końcu wędki był stary but, a w jego przypadku odtwarzacz MP3… cholera, pudło!
Nic to. Wziął się dalej do poszukiwań. Telefon wciąż dzwonił.
– Szybciej kochanie, bo się ktoś rozłączy! Nie potrafisz znaleźć telefonu w mojej torebce?!!
Czuł wzrok innych klientów na sobie – zniecierpliwienie ze strony jej żeńskich popleczniczek i litość innych facetów o smutnych oczach robiących zakupy z żonami. Jak on.
Okazało się, że przeoczył jedną ukrytą kieszonkę. Musicie bowiem wiedzieć, że damskie torebki posiadają kieszonki albo starannie zakamuflowane, albo bardzo trudno dostępne. Zupełnie jakby projektanci byli złośliwymi, bezrękimi ofiarami jakiś strasznych wypadków, którzy odkuwają się teraz na nas „rękich” – posiadających ręce – znaczy.
Znalazł w końcu tę kieszonkę. Forsował zamek – wyższa szkoła jazdy, bo chodził jak właz w ruskim czołgu. Jednak udało mu się i w szybkim, desperackim akcie włożył rękę po tę komórkę. Bo to był już ostatni dzwonek! Włożył i co? Tak jak szybko włożył, tak szybko ją wyciągnął! Albo nawet i szybciej! Ale za to z niespodzianką, bo oto z serdecznego palca wystawały nożyczki do paznokci. Tak ładnie, elegancko i serdecznie wbite… a telefon właśnie umilkł.
– Kochanie zwariowałeś?!! To są moje najlepsze nożyczki do paznokci!!! Chcesz mi je zepsuć?!! Nie baw się nimi!!! – powiedziała pretensjonalnie ona.
I wtedy nie wytrzymał:
– Aaa!!! O ku*wa!!! Nie wyrobię!!! Niech mnie ktoś zabije!!! Albo moją żonę!!! Albo ku*wa najpierw mnie, a moją żonę później!!! Aaa!!! Ku*wa!!! Litości!!! Przetnijcie mi aortę tymi jeb*nymi nożyczkami do paznokci!!!
Żona zaniemówiła, ale tylko na chwilę. Widząc, że chłopak wymięka i może być różnie, dodała mu otuchy. Jak ślubowała przed ołtarzem.
– Kochanie uspokój się!!! Zostało do przymiarki dosłownie tylko kilka rzeczy: trzy sukienki, garsonka, sweterek, spódniczka i te jeansy z przeceny. Ach… no widzisz… bym zapomniała… i ten różowy sweterek „w serek” z moheru…
I wtedy pobiegł nie zatrzymując się. Staranował dwie kabiny, stojaki z ubraniami, panią z napisem na plakietce: „Asia – w czy mogę pomóc” i manekina stojącego przy wyjściu. Tego ostatniego zdążył jeszcze dotkliwie pogryźć po czym pobiegł dalej z wysoko uniesionymi rękami, a serdecznego palca wystawały wciąż nożyczki do paznokci…