Heniek odkrył, a właściwie jego kochanki, że jest w posiadaniu „penisa, który leczy”. Sprawa wyszła przypadkowo, kiedy, w ramach erotycznych zabaw, wyleczył od permanentnej migreny Zytę, okładając ją nim po głowie. Niby tam krzyczała – ała, ała! – ale to nawet bardziej, żeby sprawić Heńkowi przyjemność, że niby taki maczo jest i w ogóle, jednak bólu zbytniego jej nie zadał. Choć trzeba przyznać – że kiedy ścisnął go u nasady, a krew buzowała w nim niczym w szybkowarze, to wyglądał jak kawał wcale słusznej maczugi zakończonej kulą wielkości kiwi. Zyta od tej pory nie była już cierpiąca, wieloletnie migreny minęły bezpowrotnie, a Heniek wziął się za Kasię.
– Trzeba wyciąć… wszystkie trzy – ropne są. Na kasę, czy prywatnie? – taki werdykt usłyszała Kasia po wizycie w laryngologa. Miała już dość angin, antybiotyków i kiepskiej cery nawet za cenę niezbyt przyjemnego zabiegu. Ustaliła termin w prywatnej klinice. No i pewnej sobotniej nocy napatoczył się Heniek na „dance florze”.
Wyglądała atrakcyjnie – gruba tapeta, stroboskopy i guma do żucia maskowały jej kłopoty z pryszczami oraz niezdrowy oddech, a białe kozaczki i miniówa podkreślały nawet zgrabne podwozie. Heńka, kilka browarów zakupionych przy kontuarze z dolanym, pod kontuarem, „prądem”, powymiatało z ostatków zdrowego rozsądku, tak, że „jechał już na rdzeniu” (jak to się mówi w pewnych środowiskach) i jednymi rzeczami jakie mogły dojść do jego świadomości były: siku, kupa, paw i kobieta. Trochę się tam powyginał, poprzytulał, coś tam nawet usiłował zabajerzyć, że niby „ładna jesteś”, ale i tak nie musiał jej długo namawiać. Przyssała się do niego w pomieszczeniu gospodarczym, pomiędzy mopami, szmatkami i wiadrami. Heniek, dłuższą chwilę, wahał się jednak, czy trysnąć pawiem, czy też swoim „penisem, który leczy” trysnął więc i tym i tym równocześnie, opuszczając swoją oblubienicę z kilkoma piwami z prądem, hamburgerem z mikrofali i petem na głowie, ale za to bez bólu gardła, zdrowymi, jak truskawki migdałkami i świeżym, jak u noworodka, oddechem. Kaśka ozdrowiała, a laryngolog zdębiał, bo zdrowych, to nawet on – zdeprawowany do cna przez „wałki” na kasie chorych, nie miał sumienia wycinać.
Później Heniek „pacnął” jeszcze Kulawą Kryśkę z pracy, po godzinach, która to oczywiście cudownie „odchromiała”, a na dokładkę Głuchego Zdzicha, kiedy to uraczywszy się jugosłowiańskim spirytusem do mycia maszyn w przemyśle spożywczym dostali „kukły” i Heńkowi zdało się, że Zdzichu to Zdzisia z pekaesu. Zdzichu „odgłuchł”, wieść rozniosła się szybko i Heniek otworzył praktykę.
„Penis, który leczy” – taki szyld sobie za pierwsze zarobione pieniądze zafundował i ochoczo wziął się do roboty. Przyjmował po kilka osób naraz. Biegał dziarsko ze stojącym fallusem po izbie i, a to poklepywał, wkładał, wyjmował, biczował, głaskał, policzkował, kuł, masował i znowu włożył i wyjął, i pomasował, i poklepał, i tak bez końca, a właściwie, aż wszystkich klientów nie obsłużył.
Stare przysłowie: „ch*j nie mydło – nie wymydli się” znane było i Heńkowi, dlatego też chłop nie oszczędzał się i pracował w pocie czoła, a właściwie w pocie penisa. Poczuł jednak razu pewnego, że mu się ciut więcej miejsca w nogawce zrobiło.
– Pewnie spodnie mi się rozbiegły – pomyślał, ale wtedy było już za późno. Nowy dom z basenem i innymi bajerami był już na ukończeniu, a całą budowę Heniek ciągnął z hipoteki. Jeszcze się kryzys ogólnoświatowy przytrafił, bank podniósł mu kwotę spłaty kredytu i chłopak musiał dwoić się i troić. Kuśka ledwo mu tam wystawała z okolic pachwiny, czym wzbudzał ogólny śmiech na sali, kiedy tak wypadał zza parawanu poklepując nią, głaskając, kując, wkładając i wyjmując. Aż w końcu któregoś dnia Heniek wypadł, a tam nie było już nic, no może jakiś króciutki kawałek „sznurowadła”, wiszący bezwładnie. Tak został pierwszym na świecie delikwentem, któremu się „ch*j wymydlił”.
Tak więc droga młodzieży – młodsza i starsza, a i wszelkiej maści napaleńcy, erotomani oraz zwykli onaniści: szanujcie swoje przyrodzenia i nie chlastajcie nimi na lewo i prawo, bo ch*j niby nie mydło, ale jednak czasami wymydlić się może.