Archiwum autora: bassooner

Przegląd prasy

Rosja.

Jak donosi rosyjska prasa, a konkretnie Komsomolskaja Prawda, Rosjanie są zdania, że z porodem księżnej Kate było coś nie teges. Gazeta powołując się (uwaga!) na wypowiedzi Rosjanek twierdzi, że cały poród był mniejszą lub większą mistyfikacją, bo księżna po wyjściu ze szpitala „za dobrze wyglądała”. Więc albo urodziła kilka dni wcześniej albo (drugie uwaga!) skorzystała z usług surogatki, sama nosząc dla niepoznaki sztuczny brzuch. „U nas w Rosji, kobiety wychodzą (w najlepszym układzie) na trzeci dzień po porodzie” – mówi rosyjska pani ginekolog, a mi od razu przypomina się ten stary dowcip o amerykańskich komandosach:

„U nas w Ameryce, amerykański komandos dostaje sześć tysięcy kalorii! na dzień” – mówi amerykański szef komandosów. Rosjanie szybko dokonali szybkich działań na liczydłach i już wiedzieli, że to kapitalistyczna propaganda – przecież nikt nie jest w stanie zjeść w ciągu dnia worka ziemniaków i wiaderka kapusty.

A teraz dla przeciwwagi coś z naszego podwórka, żeby nie było , że jestem antyrosyjski.

Polska.

Jak donosi lokalna prasa pewien mieszkaniec pewnej gminy nazbyt spoufalił się ze swoimi psiakami. I tak Leoś został jego kochankiem, a Ludka  kochanką. Miłość  ta jednak nie znalazła zrozumienia w sądzie i właściciel czworonogów został skazany na osiem miesięcy w zawieszeniu na trzy lata. Jako okoliczności łagodzącej sąd nie uznał też nadużywania przez oskarżonego alkoholu. Psy zostały odebrane właścicielowi i zostaną poddane zabiegowi kastracji i sterylizacji aborcyjnej, a mi chodzi cały czas po głowie, czy ojcem na pewno jest Leoś?

Kącik ogólnospożywczy: jakie pić piwo?

Witam. W tym króciutkim poradniku zajmiemy się sprawą dla mężczyzny najistotniejszą, a mianowicie „jakie pić piwo?”. Oczywiście nie poruszam tematu, czy pić piwo w ogóle, bo to rzecz dla faceta wiadoma i oczywista – przecież nie zadam kobiecie pytania „jaki jest sens noszenia torebki, w której nic nie można znaleźć, choć wszystko jest?”. Wiadomo, że tak!

Z piwem sprawa jest bardzo prosta. Wręcz jednowymiarowa – piwo pijemy i koniec. Kropka. Koniec tematu.

Zapyta ktoś jakie? Odpowiem – wszystko jedno jakie. To naprawdę nie ma znaczenia. Pijcie jakie chcecie – jasne, ciemne, drogie, tanie, polskie, czy zagraniczne. Pilznery i pszeniczne.

Ale jeśli już pójdziecie do sklepu, kupić kilka piwek, to wiedzcie, że nie zawsze piwa pasteryzowane gorsze są od tych niepasteryzowanych, a nie wszystkie piwa niepasteryzowane lepsze są od tych pasteryzowanych. Ot i cała prawda.

Nie będę też pisał o całej tej brutalnej mikrofiltracji, która wyjaławia piwo zostawiając tylko wodę, alkohol i odrobinę smaku oraz dumnie brzmiący napis na etykiecie „Niepasteryzowane!”.

Napiszę tylko, że gdy już wypijecie dwa piwka – jedno gorsze, a drugie lepsze i odstawicie puste butelki do spiżarki, to w piwie lepszym, na dnie urośnie wam taki oto kwiatek

P1070018.resizedP1070023.resized

a w piwie gorszym nie (brak składników organicznych).

P1070024.resizedP1070025.resized

Dzienne Wilczury – List Otwarty

P1060978.resizedDo Jego Ekscelencji

Ambasadora Federacji Rosyjskiej w Polsce Pana Sergeya Andreeva.

 

Jako przywódca nowo powstałego gangu motorowerowego Dzienne Wilczury, zwracam się z uprzejmą prośbą o możliwość wjazdu na teren Federacji Rosyjskiej oraz uczestniczenie dziewiątego maja bieżącego roku na defiladzie wojskowej w Moskwie z okazji 70 – lecia zakończenia II wojny światowej. Chciałbym uświetnić tę ważną dla narodu rosyjskiego uroczystość naszą obecnością oraz przejazdem przed Trybuną Honorową grupą około czterdziestu motorowerów.

Widziałbym to tak, że zaraz po przemarszu różnych rodzajów wojsk, wcisnęlibyśmy się gdzieś pomiędzy kolumny wojsk zmechanizowanych. Dajmy na to, pomiędzy transportery opancerzone i czołgi, ale koniecznie jeszcze przed ciężarówkami z rakietami krótkiego i średniego zasięgu i międzykontynentalnymi pociskami balistycznymi  (jazda na motorowerze o pojemności 50 cm³ z rakietą balistyczną wycelowaną w plecy nie byłaby zbyt komfortowa). W dłoniach dzierżylibyśmy oczywiście szturmówki.

Byłbym też bardzo rad gdyby w dawnym Kraju Rad (i tutaj następuje gra słów: byłbym rad w Kraju Rad… he he) na trasie naszego przejazdu (Warszawa – Brześć – Baranowicze – Mińsk – Orsza – Smoleńsk – Moskwa) stali ludzie i machali do nas chorągiewkami, ewentualnie rzucali pod koła czerwone goździki. Wiemy też, że Rosja jest w posiadaniu techniki rozpędzania chmur deszczowych, więc gdyby zaistniała takowa możliwość bylibyśmy bardzo zobowiązani, żeby je rozpędzić. (Jazda ponad tysiąc dwieście kilometrów, na motorowerze, w deszczu byłaby, aż nadto wyczerpująca, a chcielibyśmy na Placu Czerwony wyglądać świeżo)

Zamierzamy wyjechać dwie doby wcześniej, to jest siódmego maja, robiąc zapas na ewentualne postoje i ewentualne (odpukać!) zdarzenia losowe, jadąc tylko za dnia z przyczyn oczywistych (Dzienne Wilczury). Mapa Google pokazuje aktualny czas przejazdu trzynaście godzin i czterdzieści sześć minut, tak że bez problemu z rana powinniśmy się pojawić w okolicach Kremla opodal Placu Czerwonego.

Ponieważ będziemy zdrożeni, bylibyśmy bardzo kontenci z możliwości spożycia skromnego posiłku w postaci gorącej herbaty i kruchych ciasteczek (najlepiej maślanych) wespół Panem Prezydentem Władimirem Władimirowiczem Putinem. W tej materii liczylibyśmy na wstawiennictwo Jego Ekscelencji.

 

P.S. Pozostają oczywiście do omówienia delikatne kwestie techniczne:

– kto, gdzie i o której godzinie wyda nam „na stan” szturmówki,

– w jakich godzinach i w jakich miejscach samoloty mają zasiewać chmury jodkiem srebra abyśmy nie zmokli i…

– czy nasze motorowery będą w stanie dostosować prędkość (przypominam pojemność 50cm³) do samochodów ciężarowych jadących za nami z rakietami krótkiego i średniego zasięgu oraz z międzykontynentalnymi pociskami balistycznymi?

 

P1060986.resizedPrzywódca Dziennych Wilczurów profesor doktor Rafał Wilczur.

 

 

 

Ja po prośbie (do Dyrekcji PKP)

Witam Szanownych Państwa Dyrekcję PKP!

Zapewne pamiętacie mnie. To ja napisałem zażalenie na brak pociągu relacji Krzyż-Poznań Główny o godz. 8.35 w sobotę i o ścisku i duchocie panujących w pociągu o pól godziny wcześniejszym. Tak to ja!
I okazało się, że to zażalenie pomogło i przychylając się do mojej prośby (może też w końcu ktoś zemdlał?) dołożyliście ten jeden brakujący pociąg. I chwała za to! A ludzie są Wam dozgonnie (albo nie daj Boże do następnej zmiany rozkładu) wdzięczni.
Ale, ale. Żeby nie zrobiło się tak idyllicznie to muszę ponownie wytknąć Wam pewien mały szczególik, a mianowicie brak połączenia na tej linii (Poznań – Krzyż) pomiędzy godziną 20.50, a 22.50, a wiem skądinąd (rozmowy, dyskusje, narzekania i biesiadowanie z współpasażerami) że połączenie pomiędzy tymi godzinami miałoby swoich wiernych fanów.

Dajmy na ten przykład mojego kolegę z pracy, Romka.

Romek mieszka w Kiekrzu i jest waszym stałym klientem i kiedy kończymy pracę około godziny 21.30 nie chcąc czekać do 22.50 (jak ja) biegnie na tramwaj, który jedzie na Ogrody, z tramwaju biegnie na autobus podmiejski, który odjeżdża planowo, przed planowanym przyjazdem osiemnastki i (uwaga!) czasami mu się to udaje…
A czasami nie. Ostatnio spotkałem go w pociągu o 22.50 bo jednak mu się nie udało i wyglądał bardzo kiepsko. Powiedział, że ostatni raz biegł tak szybko (a chłop ma czterdzieści sześć lat) jak go jeszcze za pacholęcia gonił pies! Ale niestety autobus odjechał wyjątkowo planowo. Doszedł w miarę do siebie dopiero jak wysiadł w Kiekrzu i dowlókł się do domu – tak mi powiedział.

Gorsza jest jednak moja sytuacja, bo ja już nie mam żadnej alternatywy. Czasami kończę pracę nawet przed godziną dwudziestą pierwszą i co ja wtedy robię? Muszę iść na piwo! A wiecie sami, że duch w narodzie się wykrusza i nie mam powoli z kim na to piwo chodzić.

A najgorsze z tego wszystkiego jest to, że kiedy w końcu przychodzę na dworzec i wsiadam do pociągu, to często dowiaduję się rzeczy dla pasażera najstraszniejszej, a mianowicie, że „pociąg jest opóźniony bo czeka na skomunikowanie z innym pociągiem”.

Boli to podwójnie tych, którzy czekają już od godziny albo i więcej. I patrzą wtedy (na tych, którzy biegną z „opóźnionego – skomunikowanego” i wsiadają zadyszani z tobołami do naszego pociągu) jakoś tak dziwnie, a gdzieś im tam w łepetynie kołacze: oni winni! oni winni! I pewnego dnia miarka się przeleje, któryś z nich w końcu nie wytrzyma i może dojść do tragedii! A wszystko to nie miałoby miejsca gdyby odjechali pociągiem, dajmy na to o 21.50, który mam nadzieję uda się po mojej prośbie dołożyć.

I zróbcie to! I nawet nie dla mnie, ale dla tych, którzy kończąc pracę o dwudziestej pierwszej czekają do 22.50, patrząc czasami smutnymi oczami na komunikat o opóźnieniu („opóźniony – skomunikowany”) i dla Romka, który biega na tramwaj, a z tramwaju na autobus jak młodzian mając lat czterdzieści sześć.

P.S. Wysyłam powyższą prośbę w niedzielę, a pozwalając sobie na lekką swawolę, mam nadzieję choć w małym stopniu uprzyjemnić Wam poniedziałkowy poranek w biurze (o Dżizas jeszcze cały tydzień!) jeszcze przed południową kawką. I niech nie zwiedzie Was moja wesołkowatość  (sorry ale taki już jestem – sorry ale taki mamy klimat) gdyż prośba jest jak najbardziej serio.

 

 Niestety…

Odpowiedź PKPWychodzi na to, że jednak biedny Romek będzie musiał (przynajmniej na razie) starać się zdążyć na pociąg o godzinie 20.50.

Ja natomiast w tym czasie będę spokojnie sączył browarki…