Witam Szanownych Państwa Dyrekcję PKP!
Zapewne pamiętacie mnie. To ja napisałem zażalenie na brak pociągu relacji Krzyż-Poznań Główny o godz. 8.35 w sobotę i o ścisku i duchocie panujących w pociągu o pól godziny wcześniejszym. Tak to ja!
I okazało się, że to zażalenie pomogło i przychylając się do mojej prośby (może też w końcu ktoś zemdlał?) dołożyliście ten jeden brakujący pociąg. I chwała za to! A ludzie są Wam dozgonnie (albo nie daj Boże do następnej zmiany rozkładu) wdzięczni.
Ale, ale. Żeby nie zrobiło się tak idyllicznie to muszę ponownie wytknąć Wam pewien mały szczególik, a mianowicie brak połączenia na tej linii (Poznań – Krzyż) pomiędzy godziną 20.50, a 22.50, a wiem skądinąd (rozmowy, dyskusje, narzekania i biesiadowanie z współpasażerami) że połączenie pomiędzy tymi godzinami miałoby swoich wiernych fanów.
Dajmy na ten przykład mojego kolegę z pracy, Romka.
Romek mieszka w Kiekrzu i jest waszym stałym klientem i kiedy kończymy pracę około godziny 21.30 nie chcąc czekać do 22.50 (jak ja) biegnie na tramwaj, który jedzie na Ogrody, z tramwaju biegnie na autobus podmiejski, który odjeżdża planowo, przed planowanym przyjazdem osiemnastki i (uwaga!) czasami mu się to udaje…
A czasami nie. Ostatnio spotkałem go w pociągu o 22.50 bo jednak mu się nie udało i wyglądał bardzo kiepsko. Powiedział, że ostatni raz biegł tak szybko (a chłop ma czterdzieści sześć lat) jak go jeszcze za pacholęcia gonił pies! Ale niestety autobus odjechał wyjątkowo planowo. Doszedł w miarę do siebie dopiero jak wysiadł w Kiekrzu i dowlókł się do domu – tak mi powiedział.
Gorsza jest jednak moja sytuacja, bo ja już nie mam żadnej alternatywy. Czasami kończę pracę nawet przed godziną dwudziestą pierwszą i co ja wtedy robię? Muszę iść na piwo! A wiecie sami, że duch w narodzie się wykrusza i nie mam powoli z kim na to piwo chodzić.
A najgorsze z tego wszystkiego jest to, że kiedy w końcu przychodzę na dworzec i wsiadam do pociągu, to często dowiaduję się rzeczy dla pasażera najstraszniejszej, a mianowicie, że „pociąg jest opóźniony bo czeka na skomunikowanie z innym pociągiem”.
Boli to podwójnie tych, którzy czekają już od godziny albo i więcej. I patrzą wtedy (na tych, którzy biegną z „opóźnionego – skomunikowanego” i wsiadają zadyszani z tobołami do naszego pociągu) jakoś tak dziwnie, a gdzieś im tam w łepetynie kołacze: oni winni! oni winni! I pewnego dnia miarka się przeleje, któryś z nich w końcu nie wytrzyma i może dojść do tragedii! A wszystko to nie miałoby miejsca gdyby odjechali pociągiem, dajmy na to o 21.50, który mam nadzieję uda się po mojej prośbie dołożyć.
I zróbcie to! I nawet nie dla mnie, ale dla tych, którzy kończąc pracę o dwudziestej pierwszej czekają do 22.50, patrząc czasami smutnymi oczami na komunikat o opóźnieniu („opóźniony – skomunikowany”) i dla Romka, który biega na tramwaj, a z tramwaju na autobus jak młodzian mając lat czterdzieści sześć.
P.S. Wysyłam powyższą prośbę w niedzielę, a pozwalając sobie na lekką swawolę, mam nadzieję choć w małym stopniu uprzyjemnić Wam poniedziałkowy poranek w biurze (o Dżizas jeszcze cały tydzień!) jeszcze przed południową kawką. I niech nie zwiedzie Was moja wesołkowatość (sorry ale taki już jestem – sorry ale taki mamy klimat) gdyż prośba jest jak najbardziej serio.
Niestety…
Wychodzi na to, że jednak biedny Romek będzie musiał (przynajmniej na razie) starać się zdążyć na pociąg o godzinie 20.50.
Ja natomiast w tym czasie będę spokojnie sączył browarki…