Wiciu
Gdy graliśmy w piłkę wszyscy, bez wyjątku chcieli grać w drużynie Wicia. Nie żeby był super zawodnikiem, chociaż grał nieźle, po prostu „kosił” skuteczniej niż kosiarka rotacyjna, a starcie z jego grubokościstym szkieletem obleczonym tylko skórą nie należało do przyjemności. Tak więc kiedy szarżował jak ranny dzik z piłką na bramkę, wszyscy raczej umykali mu z drogi, a szyki obrony rozstępowały się niczym Morze Czerwone przed Mojżeszem.
Próby zatrzymania go bądź też odebrania piłki dokonywane były metodami partyzanckimi, czyli znienacka i z tyłu. Oczywiście jak to w piłce bywa nie uchroniło nas to przed kościstym Wiciem i co róż ktoś „podkoszony” zwijał się w bólach trzymając się za nogę. Z rzadka, ale jednak czasami udawało się „podkosić” i Wicia. Wtedy na hasło „kupa”, które gwarowo wypowiadaliśmy „kłypa” wszyscy, jak żyw zawodnicy, drużyny przeciwnej Wiciowi, rzucali się na niego przygniatając do ziemi. Odkuwali się w ten sposób za kontuzje jakich doznali w konfrontacji z nim i jego śmiercionośnymi nogami. Jej zakończenie musiało nastąpić jeszcze szybciej niż rozpoczęcie, a uczestnicy musieli, pod groźbą utraty życia, rozpierzchnąć się na bezpieczną odległość zanim Wiciu nie ochłonął i się nie uspokoił.
Zresztą „kłypa” pojawiała się w różnych sytuacjach. Kiedy któryś pierdnął ot tak sobie i zapomniał o określonej procedurze kończyło się to dla niego „kłypą”. Ostatni jej uczestnicy rzucali się już z rozbiegu na leżące ciała powodując jeszcze większe wkomponowanie nieszczęśnika w ziemię. Procedura przy pierdnięciu polegała na wypowiedzeniu przed słowa „aucik”, pierdnięciu i zagwizdaniu. Wtedy była pełna, dając nietykalność pierdzącemu, nawet jeśli smród był nie do zniesienia. Jak łatwo przewidzieć, zdarzały się bąki spontaniczne, nie zapowiedziane, czyli bez procedury. Zdarzało się też, że po słowie „aucik” i siarczystym upuszczeniu gazów, wykonawca ze śmiechu nie był w stanie już zagwizdać. Ganialiśmy go wtedy po całym podwórku, aż do skutku. Czyhał na to w pierwszej kolejności Wiciu, który z kolei odkuwał się za „kłypy” zrobione na nim w czasie meczu. Zresztą tak naprawdę wystarczyło stracić równowagę i przewrócić się, a czujny Wiciu już nawoływał „kłypa!”.
Pingback: Kiedy byłem małym chłopcem 2 - Co nowego na berbeli...